Od wielu lat słyszałem entuzjastyczne opinie o tzw. designie Apple. Z pewnością był on dyskusyjny, z pewnością niektórym projektom nie można było odmówić pięknego projektu. Co do zaprojektowania sprzętu z punktu widzenia inżynierskiego, to już toczyły się od zawsze bardzo gorące dyskusje, żeby nie powiedzieć wojny, fanów i sceptyków.
Jednak przedwczorajszą prezentacją Apple zamknęło usta wszelkim przeciwnikom arcydziełem inżynierii, perfekcyjnie spełniającym wszelkie oczekiwania.
Nie, nie mam na mysli iPhone 5
Mam na myśli nowe złącze Lightning oraz (a może przede wszystkim) adaptery pozwalające podpiąć starsze urządzenia z Dock Connector do nowego iPhone 5.
Zacznę jednak od początku. Od 2003 roku iPody posiadały 30-pinowe złącze Dock Connector.
Złacze pozwalało ładować akumulator urządzenia, przesyłać wiele różnych sygnałów cyfrowych i analogowych a nawet zasilać urządzenia zewnętrzne podpinane do niego. Specyfikacja złącza była dosyć elastyczna, co znaczy, że mimo ewolucji standardów połączeń, Dock Connector był w stanie wciąż pracować z kolejnymi wersjami tych połączeń.
Oto przykłady:
- w momencie wprowadzenia na rynek, jedynym typem połączenia z komputerem obsługiwanym przez iPoda (i Dock Connector) było połączenie FireWire (IEEE 1394). Z czasem wprowadzono równolegle połączenie USB a później całkowicie wyeliminowano pierwotne połączenie FireWire, zostawiając tylko USB
- wprowadzono później połączenie analogowe video w standardzie composite video, co pozwalało podpiąć iPody i iPhone do nawet całkiem starych telewizorów i odtwarzać obraz
- dodano połaczenie video w standardzie HDMI, które w momencie projektowania Dock Connectora jeszcze nie istniało jako standard (to jest świetny przykład elastyczności projektu, który pozwalał dodawać standardy w przyszłości)
To są tylko wybrane przykłady. Apple nie porzuciło Dock Connectora nawet pod groźbą kar czy nawet zakazu sprzedaży w Europie. Mimo, że podpisało umowę o wprowadzeniu microUSB jako jednolitego standardu ładowarek do telefonów, Apple całkowicie zignorowało dopiero co podpisany dokument i nigdy microUSB nie wprowadziło do swoich urządzeń. Umowa była tylko wybiegiem prawnym dzięki sprytnemu zapisowi, że standard może być wprowadzony przy pomocy ukochanej przez Apple przejściówki. Firma nawet nie pofatygowała się, żeby dodawać wspomnianą przejściówkę do sprzedawanych w Europie telefonów. Co to, to nie. Przejściówkę trzeba było sobie kupić, za całkiem niemałe jak na kawałek plastiku cenę.
Apple dzięki temu wybiegowi zyskało też trochę przewagi nad konkurencją. Kiedy inni producenci wprowadzili posłusznie microUSB, przez co ich starsze akcesoria przestały być zgodne z nowymi telefonami, a nowe telefony musiały łączyć się z akcesoriami bezprzewodowo lub przy pomocy więcej niż jednego kabla (co jest niewygodne i nieestetyczne), iPhone mogły wciąż korzystać z setek tysięcy masowo produkowanych dodatków. Ktoś kto kupił – dla przykładu – za kilkaset złotych adapter do kina domowego, żeby móc odtwarzać muzykę z iPoda/iPhone na dużych głośnikach, nie skusi się do wybrania nowego telefonu od konkurencji, tylko kupi następnego iPhone. Tak się buduje wierność marce. Ale Apple wie, że fani będą wierni i tak, nieważne jak wielkie pieniądze będą musieli zapłacić i jak wielkie świństwo im się zrobi.
Nie trzeba było na to długo czekać. Już od pewnego czasu było wiadomo, że nowy iPhone 5 nie będzie miał 30-pinowego Dock Connectora, tylko nowe, mniejsze złącze. Nie była tylko znana jego specyfikacja.
Spekulacje mówiły, że wtyczkę będzie można wkładać dowolną stroną i prawdopodobnie będzie przenosiła tylko sygnały cyfrowe. Okazało się to prawdą. Ze zdjęć które wyciekły można było się też zorientować, że złącze słuchawek zostało przeniesione na spód telefonu, obok złącza.
Liczba sprzętu z dock connector na rynku dawała pewność, że klienci najprawdopodobniej nie zostaną zmuszeni do całkowitej zmiany akcesoriów i będzie wypuszczona jakaś przejściówka. Pojawiły się nieoficjalne projekty. Np. taki:
Projekt ten został wykonany przez jednego z użytkowników i jako taki jest naprawdę świetny dla użytnowników. Przejściówka jest niska, mimo małych rozmiarów wtyczki Lightning, wtyczka minijack do gniazda słuchawkowego spowoduje, że będzie dosyć sztywno umiejscowiona, więc większość istniejących urządzeń będzie potrafiła wciąż utrzymać telefon (wyższy od poprzednika) na miejscu, otrzymać analogowy sygnał audio, wciąż sterować utworami (następny/poprzedni) i albumami, ponieważ złącze słuchawkowe Apple ma taką funkcjonalność (oryginalne słuchawki Apple pozwalają wysyłać takie polecenia do telefonu). Przyszłosć wyglądała więc dość sielankowo.
Podczas prezentacji okazało się, że to co jest świetne dla użytkowników, nie jest dobre dla Apple. W końcu nie chodzi o to, żeby użytkownicy byli zadowoleni, tylko żeby jeszcze więcej płacili Apple.
Oto oficjalna przejściówka Apple ze złacza Lightning na Dock Connector:
Po pierwsze – jest OGROMNA. Jest nawet większa niż najstarsze wtyczki z 2003 roku. Ktoś powie – może musi pomieścić jakąś elektronikę? Np. przetwornik cyfrowo-analogowy w celu dostarczenia analogowego sygnału audio starszym urządzeniom? Nic z tych rzeczy.
Przejściówka nie zawiera żadnej elektroniki, poza jednym układem, o którym później. To jest prosty kawałek plastiku, wtyczka, gniazdo, kabelki. Wartość na rynku – 1 dolar. W handlu detalicznym takie przejściówki można kupić za 2-3 dolary. Tu oczywiście nie będzie takiej możliwości, o tym też później.
Po co więc taki ogromny rozmiar? Mam przeczucie, graniczące z pewnością, że cel takiego projektu był tylko jeden – maksymalne utrudnienie korzystania ze starszych urządzeń. Nowy telefon (wyższy od poprzednika) postawiony na takiej przejściówce będzie tak wysoki i chybotliwy, że nikt nie zaryzykuje postawienia go na starym docku.
Po co więc taka przejsciówka? Jak dla mnie, to odpowiedź jest oczywista. Istnieją bowiem „akcesoria” do iPhone’a których klient z pewnością nie zmieni ot tak sobie i na pewno nie kupi nowego telefonu jeżeli nie będzie z nimi zgodny. Tymi „akcesoriami” są samochody. Tak, brzmi to śmiesznie, ale proszę się przyjrzeć faktom.
Na pierwszym miejscu najlepiej sprzedawanych pojazdów w USA znajduje się pick-up Forda serii F. W pierwszej trzydziestce rankingu jest jeszcze pięć innych modeli Forda. Tylko w kwietniu 2012 roku sprzedano około 120 tysięcy egzemplarzy tych sześciu modeli Forda.
Zdecydowana większość z nich jest wyposażona w absolutny hit na amerykańskim rynku: Ford Sync. Pod tym symbolem kryje się system audio (nie odważę się tego nazwać radiem samochodowym) które potrafi odczytać z telefonu wiele informacji oraz przy pomocy telefonu połączyć się z internetem, prezentując np. dane o pogodzie czy korkach. Potrafi też działać jako system głośnomówiący, pokazując np. kontakty z telefonu na wyświetlaczu samochodu. Można też sterować telefonem przy pomocy komend głosowych i to bez pomocy Siri. Niektóre aplikacje z telefonu mogą nawet być uruchamiane na ekranie systemu w kokpicie samochodu.
A to jest tylko Ford. Inne marki też oferują własne rozwiązania, są one bardzo popularne w USA, prawie tak popularne, jak iPhone. Ale oczywistym dla każdego (również dla księgowych Apple), że o ile można próbować zmusić klienta do kupienia nowego radiobudzika razem z telefonem, to samochodu (np. trzymiesięcznego) to on z pewnością nie zmieni, zwłaszcza, że absolutna większość z nich jest kupiona na raty, więc przynajmniej do końca umowy ratalnej klienci są zmuszeni do wierności danemu egzemplarzowi.
Ponieważ Ford Sync nie jest produktem Apple (Ford współpracował z Microsoftem przy jego konstrukcji), iPhone nie jest jedynym telefonem z którym pracuje. Łączy się świetnie z Blackberry oraz Androidem. Istniało więc poważne ryzyko, że klient wiedząc, że nowy iPhone nie zadziała z jego trzymiesięcznym Fordem, kupi Samsunga. Nie wolno było więc do tego dopuścić.
Jak się podpina telefon do Ford Sync? Tak:
W takiej sytuacji, słoniowata przejściówka jaką widzimy powyżej nie będzie zawadzała. Nie darmo więc pierwszym zdjęciem na prezentacji, które Apple użyło do poinformowania o istnieniu przejściówek było to:
Przynajmniej nie usiłowali wprowadzać nikogo w błąd. Wiadomo do czego to ma służyć, a wszelkie inne zastosowania mają być maksymalnie utrudnione.
Po co to wszystko? Oczywiście, jak mawiał Leo Beenhakker – for money.
Dock connector kosztował pojedyńcze dolary opłat licencyjnych za każdą wyprodukowaną sztukę. Oczywiście chińczycy nauczyli sie już go produkować masowo, a przy produkcji kilkudziesięciu milionów sztuk, jak sie zrobi kilka milionów więcej to nikt nie zauważy.
Fakt, że ktoś robi coś do produktów Apple nie płacąc od tego haraczu jest w Cupertino nie do przełknięcia. Nowe złacze nie będzie więc produkowane przez nikogo oprócz Apple. NIKOGO. W końcu, jak każdy wie, że ponad 100 miliardów dolarów samej tylko gotówki (nie licząc jakichkolwiek innych aktywów) to nawet na waciki nie starczy (dla porównania – produkt brutto Polski w 2011 wyniósł ledwo 5 razy więcej, produkt wszystkich gałęzi gospodarki 40-milionowego kraju, Apple ma 100 miliardów wolnej gotówki a nie wartość obrotu)
Producenci akcesoriów mają dostawać gotowe złącza, płacąc za nie znacznie więcej niż do tej pory. Apple nie udostępniło żadnej dokumentacji technicznej złącza oraz zapowiedziało, że nie udostępni.
Co więcej, krążące informacje mówią, że wtyczka zawiera mikrochip, podobny do tego stosowanego w słuchawkach do iPodów/iPhone. Mikrochip melduje elektronice urządzenia, że podpięte akcesoria są oryginalne, czytaj, ich producent odpalił odpowiednią działkę Apple.
Znakomicie to utrudni wyprodukowanie kopii, a ci, którym po wielu miesiąch by się to udało, będą ściagani przez wściekłą sforę prawników Apple którzy z pianą na ustach rzucają się na wszystko, jak bardzo bezsensowne by to nie było. Skoro bezsensowne rzeczy są przedmiotem ich zainteresowania, co dopiero takie faktyczne naruszenia praw Apple.
Jak widać, inżynierowie Apple skonstruowali technologiczne cudeńko, dokładną odpowiedź na życzenia zarządu. Tam gdzie ma działać, zadziała. Tam gdzie nie miał działać – używanie będzie równie wygodne jak praca na laptopie balansując na krześle stojącym na piłce. W dodatku większość tanich akcesoriów, nawet z przejściówką nie zadziała. Bo ta większość odtwarzała sygnały analogowe ze złącza, których w przejściówce nie ma i nie będzie. Tylko te urządzenia, które przyjmowały sygnał cyfrowy będą pracować z przejściówką.
Zadanie wykonane, panie prezesie!
A ty, fanie produktów z ogryzkiem, płacz i płać. W końcu nie jesteś fanem po to, żeby Ci było miło. A może wreszcie teraz przejrzysz na oczy?
Aktualizacja, 16 września:
W opisie przejściówek Ligthing<->30 pin DockAdapter pojawił się wreszcie dokładny opis funkcji. Wyjaśniono, że przejściówki będa obsługiwały analogowy sygnał audio, nie będzie jednak sygnału video. Pojawia się kolejne pytanie czy informacja braku video dotyczy sygnału analogowego czy każdego? Bo złącze Dock Connector obsługuje również sygnał HDMI, w sprzedaży są stosowne – a jakże – przejściówki do iPada i iPhone 4S.
Wciąż pozostaje problem rozmiaru przejściówki, uniemożliwiający włożenie telefonu z taką przejściówką do większości urządzeń z dockiem dostępnych na rynku.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.